Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rezedillapopatrzyłanańtakotwarcieitakprzyjaźnie,żeuczułsię
bezsilnyispuściłoczykuziemi.
—Niemówcietak,sennorita,—tobyćniemoże.Niepowinnobyć
wwaszemsercutyledlamnieprzychylności.
—Dlaczego?...
—Zrozumiałemtęrzeczjasnoiwyraźniedopierodzisiaj.Tam,
nadole,gdybyłapaniotoczonaprzezhrabiegoisennorów,ajastałem
zdala,poczułem,iżzawszestaćbędęmusiałdalekoodpani.Zejście
domniebyłobydlasennorityponiżeniemiupadkiem.
Zbladłanagle.Odczytałlękwjejoczach.
—NaBoga!Któżtopanupowiedział?Ktopananaprowadził
natemyśli?
Cofnęłasięokilkakrokówiobrzuciłagowzrokiempełnym
wyrzutów.
—Przyszłysame—odparł.
—Niechichsennorniedopuszczadosiebie.Czyzapomniałpan,
żeusłyszawszyspowiedźpana,wszystkoprzebaczyłam?
—Pamiętam.Byłapanitakpełnałaskiidobra.Wierzę,żeidziś
będziepanitakasamaizechcespełnićmojąprośbę.
—Spełnięchętnie.Niechpanmówi.
—Proszęzamknąćoczy,sennorita.
—Ach!—rzekłazuśmiechem.—Chcesiępanpobawićjak
dziecko?Chcemipanzrobićniespodziankę?
—Takjest.Niewiemtylko,czysiępanispodobataniespodzianka.
—Spróbujmywkażdymrazie.Jużzamknęłamoczy.
Gerardzbliżyłsię,objąłjąramieniem,przycisnąłkusobiei,zanim
zdążyłaoczyotworzyć,pocałowałkilkarazywusta.Szepnąłprzytem:
—Dziękujęci,droga,kochanaRezedillo!Niezapomnijomnie,
jeżelikiedyśznajdzieszprawdziweszczęście.
Potychsłowachwypuściłjązobjęć.Gdyotworzyłaoczy,była
samawpokoju.
TymczasemGerardzbiegłposchodachiuciekłdoizby,wktórej
pozostawiłstrzelbę.Ująwszybrońwręce,chciałwyjść.Sępi-Dziób
zapytał:
—Cóżsięstało?Czynieprzyjacielsięzbliża?
—Niewiem.Wkażdymrazietrzebabyćwpogotowiu.Wyjdę
naulicę.
—Idęrazemzwami.
Jankesrównieżzabrałstrzelbę.Wyszlirazem.Woczekiwaniu
wrogapostanowilistaćnawarcie.Okazałosiętozbyteczne,gdyż