Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kurtwyciągnąłdokumentipodałnaczelnikowi.Rzuciwszynań
okiem,urzędnikskłoniłsięniskoirzekł:
—Jestemdopańskichusług,panieporuczniku.Ilemiejscpan
potrzebuje?
—Trzy.
—Otrzymapanprzedziałpierwszejklasy.
—Dziękuję.Czypociągmapołączeniezdyliżansempocztowym?
—Nie,niema.Wogólejesttopociągmieszany;nieradziłbym
panunimjechać.Jeślipanchcebyćprędkowstolicy,radzępojechać
konno.
—Niemamkoni.
—Ach,tuwszyscymająkonie.Jeżelipandłużejpozostanie
wnaszymkraju,będziepanmusiałkupićsobiekonia.
—Mamzamiarkupićwstolicy.
—Dlaczegóżwstolicy?Zapłacipanowielewięcejiniedostanie
lepszych,niżunas.
—Czyjestjakaokazja?
—Nawetświetna.Mamkilkarasowychkoni.Byłytoprywatne
wierzchowceoficerów—niechcieliichwieźćzesobądokraju.
Kosztująniewiele.Chcepanobejrzeć?
—Owszem,sennor.
—Proszęzamną.Jeżeliubijemyinteres,niebędziepan
potrzebowałczekaćwLomaltonadyliżans.DoLomaltokoniebędą
mogłydojechaćpociągiem;zatransportnicniedoliczę.
Tranzakcjadoszładoskutku.WprzeciągupółgodzinyKurtzostał
właścicielemtrzechkoni.Miały,zdajesię,wszystkiezalety,októrych
mówiłnaczelnik.
—ChwałaBogu!—rzekłSępiDziób.—Nareszciebędęmógł
wyciągnąćnoginakoniu.Znudówirozpaczy,żeniedosiadam
bieguna,myślałemnierazogalopowaniunawłasnymnosie,zamiast
narumaku.—
NajakągodzinęprzedodejściempociąguzjawiłsiękapitanWagner
zPetersem.
—Chłopcze,czyumieszjeździćkonno?—krzyknąłSępiDziób
domarynarza.—Kupiliśmykonie.ZLomaltodoMeksyku
pojedziemykońmi.Czywiesz,cotosiodło?
—Jesttorzecz,zktórejmnieżadnasiłaludzkawysadzićnie
potrafi.Sądzicie,żemarynarzeniemogąsięznaćnakoniach?Jako
młodychłopakdosiadałemnajdzikszychogierów.
—Toszczęście.Niemielibyśmyczasunapodnoszeniecięcopięć