Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cierpiećnadepresjęprzeznastępnytydzień,bopragnęnadmienić
niewtajemniczonym,żetakmniejwięcejdziałatenlek.No,
przynajmniejnamnie.–Szukamydalej.
–GdziejestZuzia?–pytaBartek.
–Robizuziowaterzeczy–mówię.
–Pewniesięznajdziemypóźniej–dodajeAnka.–Możemyjuż
stądwyjść?Dusznoigłośno.
Mijamykanciapębramkarzaiwychodzimyprzedlokal.Otaczanas
szeregzrujnowanychkamieniciprzepełnionychkontenerównaśmieci.
NibycentrumPoznania,anajbliższaokolicawyglądajakterejony
Dębca,wktórychniechceszbywaćpozmroku,aiwdzieńniejest
toprzyjemność.
Dwóchfacetówpaliszlugi.Natychmiastichzaczepiam.
–Sorki,panowie.Mielibyście…coś?
Przyciskampalcemwskazującymprawenozdrze,żebyzrozumieli,
comamnamyśli.
Gościewyglądająnaszemranych.Jedenznichmanasobie
pstrokatydresAdidasaiogromnykajdanidajęsłowo,choćniechcę
żerowaćnanajtańszychstereotypach,żeprawienapewnojeździ
stuningowanymbmwinieużywawnimkierunkowskazów.Drugizaś
nieprzejmujesięwieczornymchłodemidumnieodsłaniaklatęodzianą
wyłączniewbiałążonobijkę.
–Acobyściechcieli,dzieciaki?–pytatendrugiizzadumą
odkrywam,żenietylkonieposiadaodzieniawierzchniego,alerównież
mniejwięcejcodrugiegozęba.
–Kryształ–mówięwprost.
Panowiewymieniająspojrzeniaiparskająśmiechem.
–Naprawdęchceciesiętymtruć?
–Tojestnaszasprawa–wtrącasięBartek.–Alemamyhajs
ichętniekupimy,jeślimacietowar.